Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.
25
ZA BŁĘKITAMI

dnak widać, że to nie byle kto... Niema co mówić — tęga baba!
Uśmiechnął się do niej inaczej, niż wtedy, gdy mówił o Fiutce; wpatrywał się dość długo, z pewnem nawet uszanowaniem.
Może to czynił trochę przez ustępstwo dla Okszyca, a może nawet na tę pierwotną duszę i nierozumiejące oczy podziałała powaga tej boskiej nagości.
Przeszli do sali jadalnej na kolacyę.
Okszyc był już rad z odwiedzin, bo lubił Wareckiego za jego serdeczną szczerość; Franio zaś dostał pieniędzy, dostał dobrego wina, rozgadał się i zaczął troszczyć się o zdrowie krewnego.
— Za dużo palisz, siedzisz ciągle w domu — to nie dobrze, Stachu.