Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
154
JÓZEF WEYSSENHOFF

— A wyjeżdżała często tymi dniami?
— Ho, już to jak Pan Bóg da pogodę, jak teraz, to pani w domu nie usiedzi, tak se jeździ po polu, albo do somsiadów.
— Rozmawialiście z nią?
— Ja? o, ile razy. A chociażby i wczoraj, zatrzymała się w naszej wsi i mówiła kilku gospodarzom o czeladź na dzisiaj do grabienia liści w ogrodzie. Widać jacyś goście znów przyjadą.
Te szczegóły o Celinie mogły mi być kiedyindziej przyjemne, dzisiaj ścisnęły mi serce. Żywiej poczułem się nieszczęśliwym tą jej swobodą i krzątaniem się około ogrodu.
A stary chłop, pociągnięty raz za język, sam teraz zaczynał: