Strona:Józef Wilhelm Rappaport - Nowe monologi.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

i stanąłem obok żony na estradzie. Szanowne niewiasty! — zawołałem — Nie psujcie darmo waszych buź i wstawionych ząbków i idźcie do domu, bo wasi mężowie pewnie są tak samo głodni jak ja.

Nie miałem już czasu dokończyć swojej przemowy. Własna, rodzona żona zepchnęła mnie z estrady. Wpadłem na jakiś olbrzymi kapelusz przybrany wypchanym indykiem i w tej chwili żona moja (z żalem) rodzona żona, podskoczyła ku mnie i wyrwała mi z głowy ostatni kosmyk włosów. Słyszałem tylko słowa: tyran, brutal, morderca i poczułem jak cylinder zesuwa mi się powoli po uszach, aż na brodę. Wolę dalej nie opowiadać... Po co? I tak nikt nie zrozumie co się w moim sercu dzieje. (pokazuje surdut, krawat i cylinder) O, proszę popatrzeć (wpada w pasję) Wszystkie kobiety to (mówi bardzo szybko) potwory, hyjeny, kajmany, krokodyle, aligatory, szakale, sowy, ropuchy, małpy, pawiany, kocice (nagle urywa, jakby coś groźnego dostrzegł na widowni — przysłania ręką oczy, wypatrując po sali — zdenerwowany do jednej z pań) Co? pani powiada, że moja żona tu za mną przyszła? (niedowierzająco, z lękiem) E, pani żartuje! Nie chciałbym się z nią tu spotkać, choć (nabiera odwagi, prostuje się zaczepnie) choć proszę nie myśleć, że ja się jej boję! (do jednej z pań) Jest naprawdę? (przyciszonym głosem) Gdzie? (lękliwie) Jest, pani powiada?... A jak wygląda? Co? Gruba, stara z obciętymi włosami i z brodawką na nosie?... (przykłada rękę do ucha, aby lepiej słyszeć) Co?... W ręce trzyma pędzel do golenia? (z okrzykiem) To nie pędzel do golenia, — to mój ostatni kosmyk włosów, który mi wyrwała! Po tym ją poznaję! Już mnie nie ma! Pam do nóg! (wybiega)

KURTYNA.