Strona:Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878.djvu/58

Ta strona została przepisana.
POWIEŚCI I OPOWIADANIA.

CZARNA DOLA
POWIEŚĆ
Stanisława M. Rzętkowskiego.

Wiatr jesienny świszczał, pędząc po nad ziemią, ponure kłęby chmur i co chwila zawodząc smutnemi jęki. Zmrok zapadal; wilgocią przesycone powietrze zapowiadało chłodną niedaleką zimę, a nagie szkielety topól, wysoko sięgających po nad mur cmentarza powązkowskiego, pochylały się i wznosiły czoła, jakby w zadumaniu tęskném nad rozkoszami wiosny, które już tylko pozostały we wspomnieniach.
Wokoło były pustki, bo ludziom ciężko pod otwartém niebem, gdy nie jaśnieje blaskiem pogody i nie uśmiécha się milionami gwiazd. Zdala tylko kiedy niekiedy dolatywał przygłuszony szmér miasta, które wrzało ruchem i życiem, gdy tu, cisza po nad grobami, cisza naokół....
I pusto było na cmentarnéj drodze, gdy od rogatek ukazał się orszak pogrzebowy, złożony z nieboszczyka, karawaniarza i młodéj kobiéty, co za karawanem kroczyła samotna. Koń pośpieszał, woźnica go przynaglał, trumna na śmiertelnym wozie chwiała się we wszystkie strony, a kobiéta, w sukniach żałobnych z twarzą bladą. choć piękną nad wyraz, podążała ku cmentarnym wrotom. Orszak ten przeszedł, stanął przed bramą, służba miejscowa. trumnę pochwyciła na ramiona... i na drodze znów nie było nikogo, bo karawaniarz konia zaciął i czémprędzéj odjechał.
W pięć minut później ozwał się głos żałobnego dzwonka, potém ucichło znowu; zciemniło się tymczasem zupełnie. Przeszło tak kilka kwadransy, po upływie których kobiéta ukazała się w bramie cmentarza, wyszła na drogę wolnym krokiem, spojrzała wokoło, otarła oczy z łez i szybkim krokiem podążyła ku rogatkom.
Zapominiałem dodać, że piérwéj rzuciła ostatniemu dziadowi, który jeszcze dotrwał téj chwili cierpliwie pod murem cmentarném, grosz siérocy. Powiem wam więcéj: był to grosz ostatni!

∗                              ∗

Dramat życia skończył się dla nieboszczyka, który świeżo legł w grobie, ale... rozpoczął się dla kobiéty, która go do grobu złożyła,
Oto powolnym krokiem weszła do jednéj z kamienic Starego miasta, poczęła wstępować na schody, minęła piérwsze, drugie i trzecie piętro i zatrzymała się na czwartém przed małemi drzwiczkami, u których stanęła, oparłszy się o belkę wychodzącą z muru. Stała tak chwil