Jakoś się zawstydził i uciął, ale Jacek dodał:
— To się rozumie, poczekaj! Zobaczysz, że przyszła chwila, w której z pomocą tego trutnia wyleziesz z tego dołu, w który popadłeś i do ludzi powrócisz.
To mówiąc Jacek wstał, ociągnął suknie, czapkę nałożył i zaproponował drugi raz jarzębinówkę. Nie w smak to poszło Wile, który dosyć nie ochotnie z kluczykiem do szafki pociągnął, ale dziewczyna znowu pokazała się w progu z tacą. Znać pierwsza musiała być zajęta, bo inna spełniła jej obowiązek, starsza, doroślejsza, krępa, rumiana a z oczów jej patrzało, że lat swych dwudziestu kilku nie spędziła bezczynnie i wiele nabrała w nich doświadczenia. Pan Jacek za policzek ją uszczypnął, odkorkowując jarzębinówkę.
— A to! — rzekł — wcale niczego! widzę u waści różnego są kalibru sługi.
— Postaw tacę i idź do licha — krzyknął na dziewczynę — czemu Maryśka wódki nie przyniosła?
Dziewczyna rozśmiała się, ruszyła ramionami, obejrzała na pana Jacka i rzuciwszy tacę na stół z brzękiem i hałasem, zakrywając się rękawem, uciekła.
Wkrótce potem i Filip Turzon w ślad za listem powrócił do domu, ale nie dając po sobie poznać po co jeździł, osiadł spokojnie w swoim dworku. Narady jednak przyjaciół nieboszczyka Wilczury trwały ciągle pokątnie i zbierano się działać w sprawie, ale dowodów brakło, z których by do Hawnula przyczepić się było można.