Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem śledzono go co dzień ściślej, a Turzon, który dyrygował tem, wynajdywał coraz nowe środki dowiadywania się co się w Krasnem działo. Posyłał dziadów, kobiety, badał Żużla, zasadzał swoich szpiegów w karczmie. Słowem nie opuszczał najmniejszej oświecenia zręczności. Nie pośledniejszej gorliwości w sprawie tej dawali dowody przyjaciele zmarłego, którzy na wyścigi z Turzonem wyprzedzali się w chęci schwytania jakiegoś dowodu, jakiejś poszlaki.
Długie niepowodzenie tak ich wreszcie znużyło, że ustawać poczęli na siłach wszyscy, krom Turzona.
Ten długo się namyśliwszy, zawezwał Wiły jednego wieczora, pogadał z nim w cztery oczy, a nazajutrz rano zabrawszy go do bryki, pojechał do Krasnego. Nikt nie wiedział jaką miał myśl, bo się jej nie zwierzył wcale, a Bruderkowski zdziwił się dowiedziawszy o wizycie bez narady z nim i innymi przyjaciółmi przedsięwziętej; lecz snać tak Turzonowi wypadło, by po swej myśli to zrobił.
Dojeżdżając do dworu Turzon się przeżegnał poważnie i wlepił oczy w opuszczone zabudowania Krasnego. Smutny to był widok zamieszkanej owej pustki, z której żaden znak życia nie wychodził. Zazwyczaj dziedziniec i dom szlachcica pełne są gwaru, życia, stworzeń, sprzętu i ludzi, rzekłbyś gospoda na gościńcu. Żebrak, żyd z kramikiem, arendarz, kilku ludzi ze wsi, a gospodynie, a chłopcy, a koniki i bydełko, wszystko się to kręci i uwija przed oknami. Tu odrobina pulsującego żywota cała się skupiła na małem podwórku w folwarku zamieszkanym przez Pawła Żużla, na wielkim zaś dziedzińcu zaro-