Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Turzon śledząc każdy ruch jego, pierwszy się zbliżył ku niemu.
— Niespodziewanym jestem gościem — rzekł powolnie cedząc słowa i niespuszczając z oka Hawnula — ale są przykre konieczności w życiu ludzkim, które człowieka wiodą i w nieprzyjacielskie progi... Gdzie idzie o pomstę za zbrodnię i wymiar sprawiedliwości, tam względy podrzędne ustąpić muszą.
To mówiąc i słowa swe obrachowawszy widać na to, aby były dwuznaczne, Turzon zamilkł, więcej im jeszcze nadając znaczenia i dozwalając się z nich co chciano domyślać. Hawnul pociągnął wzrokiem po obu przybyszach, ściął wargi i nic nie rzekł, czekając dalszego tłumaczenia, ramionami tylko ruszył, udając obojętną spokojność.
— Uprosiłem też Wiły, aby mnie w dom pański wprowadził — dodał Turzon — gdyż stanowczo pomówić z sobą mamy.
— Czego pan chcesz? — zapytał wybuchając gospodarz — mów, mów, a żywo, jeśli przypadkiem wybrałeś sobie tę chwilę, to moja dola posłużyła mi widzę jak zawsze, jeśli umyślnie, to nie masz litości... ale mów...
— Naprzód cóż to za chwila? — zapytał Turzon — jam jej nie wybierał, ale poczekać mogę.
— Poczekać! — Hawnul się uśmiechnął szydersko — nie, nie, zbądźmy to...
— Ale cóż się tu dzieje? — dorzucił Turzon niespokojny.
— Chcesz waćpan wiedzieć? — uspakajając się rzekł