która żyła ze mną i ze mnie, w której była część mojej krwi i część mojej duszy. Za grzechy moje, za grzechy ojca musiał Bóg porwać ją ode mnie. Na cóż się było spodziewać? Musiałam dać życie trupowi obumarłemu przed narodzeniem, jakiejś poczwarze, a dla siebie męczarni, nie mogłam, nie powinnam była ujrzeć ani uśmiechu dziecięcia, ani posłyszeć płaczu co życie poczyna. Ojciec jego zbrodniarz, ja z obręczą żelazną na szyi niewolnica, zamiast miłości łączyła nas z jednej strony namiętność bydląt, z drugiej przestrach niemy... Szalbierz związkowi błogosławił świętokradzką ręką, którą złoto ususzyło, rodzice nas odrzucili, świat nas odepchnął, ludzie się wyrzekli wzdrygając, nie! nie! jam nie mogła mieć dziecięcia.
I zaszła się od srogiego płaczu, a Żużlowi słuchającemu pod drzwiami włosy stanęły kołem. Hawnul wytrwał niemy, wysłuchał na pozór chłodny, zbliżył się, wziął ją na ręce jak dziecię i nie opierającą mu się, na poły omdlałą, wyniósł do drugiej izby.
Tyle widział i słyszał Żużel, a dzień ten takim go jakimś zabobonnym przejął przestrachem, że postanowił zaraz się odprawić, i zabrawszy manatki swoje uciekać z Krasnego. Ale do wieczora wybrać się nie mógł, a nazajutrz rano, gdy panu przyszedł za służbę dziękować, zastał rzeczy tak wielce zmienione, że mu się wczorajsze wypadki marą i sennem wydały widziadłem.
O dziecku mowy już nie było. Hawnul wyszedł ku niemu z twarzą dawniejszą, bez śladu prawie rozpaczy i niepokoju, zimny, pan siebie i prawie szyderski. Znać
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.