było po trzykroć zapukać do izby, w której siedział, w nagłym razie, ale teraz i pięć powtórzyć musiał, nim mu ze środka wnijść dozwolono.
Hawnul siedział na stołku pod piecem, sam jeden z głową zwieszoną, czegoś zbladły i zastygły, spojrzał na wchodzącego i odezwał się gniewnie:
— Czego mnie waść turbujesz? rób sobie co chcesz, wszakżem wszystko zdał na ciebie, nie masz mnie co pytać.
— Ale bo to rzecz taka... wypadek..., z którym ja sam nie wiem co począć — odpowiedział Żużel z niskim ukłonem.
— Cóż to takiego? — obojętnie spytał gospodarz — głupstwa jakieś...
Choć nie bardzo zręcznie, zmięszany ekonom ułożył opowiadanie swoje, a postrzegłszy wrażenie, jakie ono czyni na Hawnulu, ledwie je trzy po trzy mógł dokończyć, pan Samuel jak sprężyna dźwignięty powstał z siedzenia, ręce załamał, oczy mu stanęły słupem i krzyknął ogromnym głosem, od którego Żużel aż struchlał:
— Moje dziecko! moje dziecko!
I z tym krzykiem, bez czapki, wyrwał się z izby, roztrącając sprzęty. Żużel pogonił za nim, ale nie było sposobu dopędzić ani zatrzymać, przez płoty, przez rowy, przez zarośla, oszalały biegnąc znikł mu z oczów Hawnul, nim go potrafił doścignąć.
Paweł siadł na konia pod folwarkiem i najkrótszą drogą popędził ku Czerczej mogile, co miał tchu, ale nim jej dopadł, już go Hawnul wyprzedził. Żużel postrzegł go
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.