— Czółno wziął Iwan Mielniczuk, bo ja to już o tem myślałem — odparł dziad — pojechał zastawiać więcierze, a drugiego nie ma.
Posmutniałem na tę wieść, spojrzałem w słońce, które się pochylało w stronę zachodu, obrachowałem półtorej mili Judela, powrót z Serebrzyniec, naprawę osi i ze wszystkiego mi wypadło, że w tej wiosce nocować będę musiał... Karczma była ogromna, ale gdy przyszło ją obejrzeć zbliska, nie znalazłem w niej ani kątka, w którym bym się mógł przespać, wszystkie izdebki były pozajmowane, jedna kartofel resztkami, druga przędziwem, trzecia smołą, czwarta żydowskiemi rupieciami.
— A dwór to czyj? — spytałem żebraka.
— Dwór? — powtórzył trochę zmieszany — tu nie ma dworu...
— No, a cóż tam widać pod olszyną?
— Był to dwór, ale to pustka — mruknął stary, machając ręką.
— Możeby tam znalazła się izdebka, tamże przecie ktoś mieszkać musi?...
— Ale nikt nie mieszka... ino ja czasem zajrzę — westchnął dziad — a potem, gdzieby to pan tam chciał nocować.
— Dlaczego? — spytałem zaciekawiony.
— Albo to pan nie wie, że to Krasne?
— Ja tu obcy i nic a nic nie wiem...
— Bo też nie ma co wiedzieć — odparł żebrak ruszając ramionami; w stajni panu siana pościelą i tam się pan prześpi.
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.