Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie udało mu się wszakże zbyć mnie tak lekko, jak mu się zdawało. Konie nadeszły, Majorka ani słychać, ja uzbroiwszy się w cierpliwość, napoiwszy nowego znajomego, wydawszy stosowne dyspozycje służącemu, wyszedłem za karczmę na przechadzkę. Stary ów przybłęda już mnie nie odstępował, bawiąc wesoło pogadanką, która wcale przypadła mi do smaku. Dowiedziałem się już z niej był, że Paweł Żużel (tak się nazywał) rodem był z okolicy szlacheckiej, nieopodal od Krasnego; że służył dawniej w tym dworze, który teraz stał pustką, i że od lat kilkunastu wyszedł na dziadowski chleb, więcej z pobożności niż z potrzeby...
Domyślałem się jakiejś ciekawej historii o tym pustym dworze i skierowałem ciągnąc ku niemu starego Pawła. Ale jak tylko mnie zobaczył zwracającego się w tę stronę, stanął i zawołał:
— A po co pan tamtędy? jak toj kazau.
— Pójdę do dworu...
— I dałbyś pan pokój, nie ma tam nic ciekawego... droga zarosła... pustka i po wszystkiem... po co? i po co?
— Właśniem dlatego ciekawy, że mnie waść od niego odstręczasz — odparłem otwarcie — cóż u licha, czy mnie myślisz strachami durzyć?
— Jakimi strachami — rzekł nieukontentowany żebrak. — Wszak ja tam sam nocuję... ale co ciekawego pustka?
Tak mówiąc szliśmy powoli, a Paweł tabakę zażywał i nosem kręcił i usiłował jeszcze zawrócić mnie ku jezioru, do kościołka, bylebym nie szedł do tego zakaza-