Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

o nim wiadomości Wilczura i zżymał się, że niczego dowiedzieć nie mógł.
— Przecież — mówił — czemś to żyć musi, dobra żona, ale i żona jemu i on jej dokuczy ustawiczną miłością, coś u kata ma pod wątrobą, bo to bez kozery nie jest!
Kozery wszakże domacać się było trudno.
Rok cały w ten sposób upłynął, a choć ludzie oswoili się z Hawnulami, pletli na nich, to że stary w piwnicy gdzieś pieniądze fałszywe kował, to że pokryjomu pił, to że sknerstwem się zabawiał wszetecznem, ale najwięcej w końcu to się o nim rzekło, że z ludźmi nie żyje, bo impetyk straszny i sam siebie się lęka, tak go furia unosi, byle mu kto najlżej przeskrobał. Opowiadano, że raz włościanina z Gruszej Góry, zająwszy bydło jego na sianożęci, o mało czekanem, z którym chodził, nie ubił, że Żużla pchnął raz z izby tak, że nim drzwi wyłamał i inne dziwy straszne.
— A to siłacz widzę — mówił Wilczura — ale czy to już stary dąb najmocniejszy dlatego, że wielki, kto to wie, jakby się z kim małym popróbował, czyje by było na wierzchu?
W spokoju ten czas przeżywszy, już pan Stefan miał o sąsiedztwie zapomnieć zupełnie i przestać się może oń dowiadywać, gdy raz jakoś porą letnią o samym sianokosie, wpada ekonom do niego z oznajmieniem, że ludzie z Krasnego sianożęć na Pogrudziu od granicy koszą.
Pan Stefan aż się zatrząsł. — Co to jest! — zawołał — jakim sposobem, zawołaj wasan gromadę z cepami,