— Mogło to być wszystko — zająkując się nieco odparł powolnie Hawnul — ale żywą ją pogrzebiono, a ja z mojej pracy i krwawego potu nic tracić nie chcę i co przez niedbalstwo antecesorów[1] tu moich nadwerężone zostało, odzyskać powinienem.
— Ale panie sąsiedzie, zajrzyjcie ad acta! Że się waszmościowi poprzednicy wdzierali w cudzą własność, to nie racja!
— Kto się komu wdarł lis sub judice est...[2]
— A no to prosimy do sądu! — zawołał Wilczura — ale póki ten nie zawyrokuje, używalność za mną, dawność za mną... i z łąki fora mości dobrodzieju!
— Fora albo nie fora! — rzekł zacinając usta Hawnul, ale trzymając się jeszcze — kto kogo foruje może sam grzbietu nadstawić!
— Nie życzyłbym waszmości ze mną siłą poczynać.
— Ani ja z sobą — odparł Hawnul — bom nie przywykł ustępować...
— I ja też, panie sąsiedzie... ale krew ludzką rozlewać dla trochy siana, nie wiem czy się godzi?
— Krew niech spada na tego co począł.
— Juścić ja nie poczynam! — krzyknął Wilczura — waćpan na mnie następujesz, bronić się muszę i bronić się będę... Łąkem kosił, koszę ją i tego roku, a chcecie się o nią rozpierać, prosimy do sądu!
Hawnul ręką machnął z dziwnym uśmiechem, oczyma błysnął i usta wykrzywił.