— Waćpan mnie nie znasz, panie sąsiedzie — rzekł mitygując się jeszcze.
— I waszeć mnie też — impetycznie zawołał Wilczura — ale tę mam i na łące i u ludzi nad waścią wyższość, że mnie i sprawę moją ludzie znają, a waści tu nikt!
— No to mnie poznacie!! — rozśmiał się Hawnul — poznacie kiedy chcecie.
— Radziśmy, aby prędzej!
Od słówka do słówka przychodziło już do przymówisk, gdy Wilczura chcąc przerwać tergiwersację[1], która się źle skończyć mogła, zagadnął go:
— No... ustępujecie czy nie, a nie, to was ludziom spędzić każę.
— Każcie komu chcecie, a ja zrobię co się patrzy!
I z temi słowy odwrócił się i odjechał pan Samuel. Wilczura też nie czekał długo, z hrudka zjechał, na swoich skinął i Serebrzynieccy rzucili się obcesem na Kraśniańskich. Ci pierwsi impet strzymali jakoś, ale że kupa się waliła na nich, zaraz tył podawać zaczęli. Żużel widząc, że nie przelewki, drapnął, a Hawnul sam z koniem do bójki przypadłszy, gdy swoim usiłował animuszu poddać, z konia ściągniony przez chłopa, byłby może dostał co więcej, gdyby go właśni ludzie nie chwycili i szamotającego się i krzyczącego nie unieśli gwałtem prawie.
Na tym się to skończyło na ten raz i zwycięstwo zostało przy Serebrzyńcach, a trawę ukoszoną wnet pochwycono, i o nią więcej sporu nie było. Ale zaraz na-
- ↑ Tu: „wykręcanie się“, bezpłodna sprzeczka.