wało. Sami chłopi, jak to naród jest ciemny — dodał Żyrmuński — plotą o bitwie w tym miejscu, po nocy stoczonej między braćmi, która była karą Bożą, za nieusłuchanie rozkazów umierającego ojca! A dosyć że unanimiter[1] świadczą, iż to jest mogiła.
— Niech-że ich wszyscy diabli porwą razem z mogiłą i nieboszczykiem! — zawrzał Hawnul — waćpan sobie rób co chcesz... a ja od swojego nie odstępuję. Nie mamy innego sposobu ratowania się, tylko się musimy grzebać w tym kurhanie, ale że to rzecz stara i nieboszczyk zgnić musiał, któż nam dokaże, że to nie kopiec?
Żyrmuński, jako to był człek Boga się bojący i nie rad zadzierający z nieboszczykami, złożył papiery na stole, chwilkę pomyślał, pasa poprawił i rzekł zimno:
— Strona przeciwna, jakkolwiek pewna niemal wygranej, ile to z Turzona wyrozumieć mogę, gotowaby skończyć kompromisem, bo i im mogiłę kopać nie miło. Spróbujemy? Łąkę przez pół, nowe kopce posypać i spokój święty.
Pan Samuel słysząc to aż poskoczył
— Jak mi to waść śmiesz prawić — krzyknął — co to ja dziecko? Kiedy strona przeciwna do zgody się skłania, pewnie to jest kopiec nie mogiła, u mnie wszystko albo nic, a ustąpić pókim żyw nie ustąpię...
— Chciej-że sobie waćpan innego obrońcę umówić — rzekł pan Żyrmuński — bo choćby się ze mnie miał śmiać świat cały, ja powodem ani uczestnikiem w naruszaniu popiołów czyichś nie chcę i nie będę.
- ↑ Jednomyślnie.