Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Ofuknął się srodze Hawnul na tę, jak nazywał, zdradę, ale pan Żyrmuński stanął ostro, wziął za czapkę, pokłonił się, wsiadł na wózek i pojechał.
Hawnul też zaprząc kazał i za nim do miasteczka klnąc poleciał, ale rozmyśliwszy się w drodze, kazał zajechać do dworku pana Matiasza Wiły. Człowiek ten w bardzo był złej renomie w okolicy, choć jawnie mu nic zarzucić nie było można. Pobożniejszego nadeń rzadko było znaleźć, pokory mu nikt nie omówił, i szelmostwa żadnego palcem nie umiano wytknąć... Pletli przecież dziwy o nim, o przewrotności jego, o sprawach, których się podejmował, o fabrykacjach dokumentów o podstępnych wikłaniach stron, o sprzedawaniu aktów itp. Z tego powodu nikt Wiły nie używał, a choć mu się kłaniano z daleka, opuścili go ludzie tak, że gdyby wszedł w kompanię, gdzie kilka osób się znajdowało, jakby makiem posypał, wszelka się urywała rozmowa i po chwili kto mógł, brał za czapkę i zmykał.
Wiła żył w towarzystwie takich jak sam odrzutków i znosił to z udaną pokorą, ale z gniewem w sercu. Nie był to jeszcze człek stary, ale blady, wynędzniały i jakby zjedzony brzydkim jakimś nałogiem; trzymał się zgięty, kaszlał i nie śmiał nikomu prosto spojrzeć w oczy. Mieszkał ustronnie, w domku zawsze różnych podejrzanych kobiet pełnym, brudnym, niechlujnym i żył skąpo a przecie w nędzy na oko.
Nie wiadomo jaką myślą pchnięty udał się pan Samuel do niego, ale dobrze trafił, bo Wiła w papiery nawet nie patrząc, okazał wielką znajomość miejscowości,