nie poszedł, nawet i całą noc tłukł się bez snu jak Marek po piekle.
O całej tej historii, tyczącej się Huńcewiczów nienawiści braterskiej i tragicznej śmierci jednego z nich, nikt zdaje się, w okolicy nie pamiętał, a tradycja, jak widzieliśmy, wcale inny przypisywała początek Czerczej mogile, ale że kopiec powszechnie mogiłą zwano, wieść o rozkopywaniu go wielkie zrobiła na wszystkich wrażenie.
Pan Stefan Wilczura nawet mocno się namyślać począł i skutkiem skrupułów jego sumienia było, że począł sam nakłaniać się do zgody, obawiając się, by z przyczyny jego uporu popioły umarłego ruszone nie były. Stąd pan Filip miał polecenie do Żyrmuńskiego się udać i oświadczyć mu gotowość pojednania, co z potrzebną uczynił ostrożnością, ale jak widzieliśmy, krok ten zamiast dobrego przyjęcia, wywołał tylko ze strony Hawnula zupełną odmowę. Całe sąsiedztwo wiedziało i to, że Wilczura od swego chciał odstąpić, byle mogiły nie rozkopywać, i że Hawnul się na to nie zgodził, uparcie stojąc przy poszukiwaniu prawem dyferencji.
Pan Stefan czysty na sumieniu, gdy się dowiedział, że polubownie do zgody przyjść nie może, zatarł ręce, zastanowił się chwilę i rzekł:
— Ha! no, dziej się wola Boża... niech na kaziciela spokojności spadnie zgwałcenie pokoju umarłych... chce dowodu szukać w mogile, będzie go miał
Dzień wyznaczony na zjazd zbliżał się wreszcie, a z sądu wysłani być mieli podsędkowie Bruderkowski i Szum-