rzucały gromady, znać było starą, sąsiedzką nienawiść, chociaż się na ten raz inaczej jak żartami, śmiechami i oklepanemi przycinkami nie objawiała.
Serebrzynieccy wszyscy mieli pasy czerwone, Krasniańscy czarne. Były to jakby znaki odróżniające dwa klany, po których rozpoznać ich w polu i lesie nawet każdy mógł łatwo. Oprócz tego pierwsi dostatniejsi, urodziwsi, lepiej wyżywiający się, handlarze, z niejaką wyższością i politowaniem poglądali na Kraśniańców mizernych, zapracowanych, bladych i z cicha tylko im się odcinających, nie tak dowcipem jak gniewem i łajaniem. Słabsi łatwo się niecierpliwią i burzą.
W pośrodku między gromadami stali wyznaczeni panowie zjazdowi, aktorowie, patronowie, świadkowie, pisarz itd.
Miejsce, w którymi się to działo, dość odkryte, stanowiło skraj pól ornych, nad łąką od Krasnego się rozciągających; tuż w dolinie, łozą i krzakami olszyny poprzecinane leżało Pogrudzie, formujące jakby wyschły rękaw stawu, połączone z nim wodocieczą, która wpadała w trzęsawisko wiszarami zarosłe, około kamienia zwanego Łycho, i ginęła z oczów w trzcinach i sitowiu, zalegających szeroko brzegi ogromnej tej wody.
Z jednej strony widać było staw ów, daleko się ciągnący, a po nad jego brzegami wioskę Serebrzyńce, pasmem chat niskich i czarnych rozsadzoną na piasku. Z drugiej las sosnowy, z którego występowała stara sosna graniczna, zwana Barcią Semenową, na uroczysku Wilczopole.
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.