kiej i chłopaki jednolatki za młodu się pobratali, a przyjaźń ta przetrwała wszelkie pokusy zwaśnienia, chociaż ich było nie mało. Ani Paweł ani Józef nie zdradzili nigdy panów swoich, nie wypaplali się z niczem niepotrzebnem, ale nikt nad nich szczerzej się za spotkaniem w oba policzki nie całował i serdeczniej nie ściskał. Przyjaźń ta zresztą tak była cicha i rzadko się objawiająca, że ani podejrzliwy Hawnul, ani Wilczura, za złe jej swym sługom nie mieli.
Po wyjeździe pana Stefana do Wilna, na jarmarku w miasteczku spotkali się Żużel z Dymkowskim; a że ich wywnętrznieniu się nic na zawadzie nie stawało, długo i poufnie rozgadali z sobą, przy kwarcie miodu starego, którą czuł jeszcze w głowie Żużel powróciwszy po dyspozycję na dzień jutrzejszy do Krasnego. Wyszedł do niego Hawnul blady, milczący jak zwykle, ponury, niedowierzający, a że z rozmowy o gospodarstwie wpadli na sąsiada, zapytał:
— Cóż tam ten łajdak?
Żużel domyślił się o kim mowa i wyśpiewał:
— Pojechał chwała Bogu w drogę i na jakiś czas będziemy od niego wolni...
— Dokąd? — podchwycił Hawnul.
— Do Wilna... i córkę ma w klasztorze umieścić...
Na te słowa pan Samuel, który chodził po izbie, zastanowił się nagle i jako by go kosą podciął, języka w gębie zapomniał. Żużel nawet mimo miodu, który mu głowę mącił, postrzegł, że dotknął jakiejś struny drażliwej, ale nie pojmował co tak strasznego powiedział w kilku
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.