Wieczorem tegoż dnia wiedział już o tem Hawnul przez Żużla, i znać było po sposobie w jaki przyjął wiadomość, że go mocno obeszła. Nazajutrz rano, gdy zaturkotało przed gankiem i bryczynka pana Żyrmuńskiego zabiegła przed dwór, niepokój się wszczął wielki. Hawnul sam nie wyszedł przeciw niemu. Wysłał trzech dowiedzieć się naprzód kto przyjechał, a gdy mu doniesiono, że Żyrmuński, powoli i jakby z ostrożnością wyszedł ku niemu. Od procesu o Pogrudzie stosunki ich z sobą całkiem się były zerwały, mogły więc odwiedziny te zadziwić Hawnula, i w istocie z jakimś strachem, niepewnością, oczekiwaniem czegoś przerażającego wysunął się z pokoju żony, jak winowajca, gospodarz domu.
Żyrmuński zwykle potulny i pokorny, teraz przybrał był minę uroczystą, strapioną i prawie surową; na twarzy jego widać było, że nie na darmo i nie z dobrem przyjechał do Krasnego. Hawnul widać to postrzegł czy przeczuł zaraz i pobladł, usiłując przybrać minę obojętną.
— Ha! cóż to tak niespodziewanego gościa w dom mój sprowadza? — począł, nieokazując po sobie przykrego jakie doznał wrażenia... — Co mi to waćpan dobrodziej rozkażesz?
Żyrmuński z daleka się skłonił.
— Gdyby można — rzekł po cichu — prosiłbym na stronę dla pilnej i ważnej sprawy.
Hawnul drgnął jakby weń spodziewany strzał uderzył.
— Chodźmy, chodźmy do ogrodu — odezwał się głosem zmienionym.
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.