nem, a w sercu mu było tęskno. Starano się go rozerwać, na próżno, uśmiechał się powtarzając: Starość nie radość, a łza stała w oku.
Najweselsi ludzie miewają takie dnie w życiu, kiedy ich radość i humor odbiegają, nie wiedzieć dlaczego, a śmiechu nie nakazać, to darmo. Szło wszystko swoim porządkiem i koła gościom pozdejmowano, pojono, raczono, ale gospodarz chodził osowiały i nieswój. Czwartego czy piątego dnia po tej historii z bydłem, udało się Serebrzynieckim złapać gajowego Krasniańskiego (którego posądzano, że należał do spisku na stado) z parą wołów w lesie pana Stefana. Przyprowadzono go do dworu, a w gniewie Wilczura kazał mu wyliczyć dwadzieścia odlewanych, młode byczki poobwieszać, a wóz porąbać i spalić.
Gajowy odszedł z płaczem i gniewem w sercu do domu.
Nazajutrz było polowanie, ostatni dzień, ostatnia knieja i pewne gniazdo na zakąskę zachowane, a właśnie tak wypadło, że ostęp po za Wilczem polem i Semenową barcią był w nie zajęty.
Starzy strzelcy rozstawiali myśliwych i wiedzieli, że zwierz spłoszony przez huczków iść będzie od cypla błotem, łoziną, krzakami, przez Pogrudzie, mimo Czerczej mogiły, przedzierając się ku lasowi, na drugim brzegu błotka leżącemu.
Krągiem więc po nad skrajem lasu stanęli goście niektórzy w krzakach na Pogrudziu, inni na Wilczem polu rozmaicie rozłożeni tak, aby wszystkie przesmyki zajęli.
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.