Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Tamże stypa była w Mykityczach wspaniała, na której raz jeszcze cały powiat się przysięgą związał, poszukiwania zbrodniarza wszelkiemi możliwemi środkami, ażeby był wynaleziony, i Filip Turzon wdziawszy żałobę dał uroczyste słowo nie zrzucić jej, póki winowajcy na szubienicę nie zaprowadzi. Taki był koniec nieszczęśliwego Stefana Wilczury, ulubieńca współobywateli, niespodzianie znikłego z pośrodka ich grona, ale nie na tem opowiadanie nasze zamkniemy.






Chociaż urzędową rozpoczęto indagację, nie spuszczając się na nią przyjaciele zabitego, a Turzon na ich czele, wzięli się do tajemnego śledzenia. Najsilniejsze podejrzenie padało na gajowego, któremu nieboszczyk plagi wyliczyć i woły obwiesić kazał. Natychmiast więc skierowano się ku niemu i polecono go przytrzymać. Z ubocznych jednak zeznań najwiarogodniejszych ludzi, co go widzieli dnia tego w miasteczku, okazało się, że w czasie polowania w domu nie był i chodził dla kupna soli z drugim chłopakiem i żoną na jarmark. Świadczyli i wieśniacy i żydzi i ekonom z Gruszej Góry, który z nim o jego przypadku rozmawiał. Niemniej jednak wsadzono biednego Hryćka do więzienia, póki by się to nie wyjaśniło, a Turzon szukał dalej.
Jakiś instynkt wiódł go ciągle ku Krasnemu i przeczucie doń wołało, że stamtąd strzał ów nieszczęśliwy wyszedł. Ale ten, którego charakter i urazy najsilniej posądzać dozwalały o zbrodnię, Samuel Hawnul od dawnego