czasu nie był w domu i nie rychło się go nawet spodziewano z powrotem.
Turzon, który znał całą szlachtę okoliczną na palcach i familię Żużlów, w pewnych widokach zbliżył się do ekonoma krasniańskiego, chociaż, jak Paweł powiadał, nie wydał się wcale ze swą myślą i pod pozorem jakiejś sukcesyjki, interesu, czy układu, Żużla do siebie powołał i ująć się sobie starał. Zrazu nic z nim nie mówił ani o Hawnulu ani o zabójstwie, które na sercu jego leżało, ani o zaprzątającym go niepokoju, ale ułożywszy tak sprawę Żużlów, że bardzo często widywać się musiał z Pawłem, za serce tylko starał się go schwycić i zupełną ufność jego pozyskać. Szlachcicowi w głowie nie powstało, żeby w tem coś być miało więcej nad owe dwieście złotych, które mógł mu pan Turzon wyzyskać z czyjejś tam eksdywizji.
W kilka tygodni jednak, kiedy się Żużel obył ze swym protektorem, a ten go braterskim obejściem i dobrocią całkiem skaptował, niby wypadkiem, po dwa razy powtórzonym kielichu starki, zagadało się coś o panu Samuelu Hawnulu, i Turzon nieznacznie badać zaczął o niego.
Żużel, jak to zwykle szlachcic, kiedy łapki przed kim położy, to z pod serca dobywa co tylko ma i tajemnicy nie robi z niczego, zaczepiony niewzględnie się wyspowiadał ze wszystkiego, życie, obyczaje, narowy, charakter, a nawet słowa, jakie kiedy słyszał od pryncypała, powtarzając.
Turzon słuchał, poddawał, badał nieznacznie, wyciągał co raz dalej, a gdy przyszło do opisu ostatnich zajść,
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.