Tymczasem przed powrotem Hawnula do domu indagacja szła gorliwie, był zjazd w Krasnem i Serebrzyńcach, badano ludzi, spisywano zeznania, uwięziono kilku, zabierano rusznice, do których kulę przymierzano, ale do żadnej nie weszła jak była powinna i zabójcy ani tropu nie znaleziono.
Serebrzyńce jako majętność sieroty poszły w opiekę i administrację, córka nieboszczyka pozostała w klasztorze panien Wizytek w Wilnie, a gospodarstwo szło zwyczajnie jako na sierocem, dosyć opieszale i licho.
Dopiero w trzy tygodnie po śmierci Wilczury Hawnul powracając z Wilna, zjawił się w miasteczku naprzód, a tu już nań czatowano, bo ledwie do Hersza Moczymordy na stancję zajechał, Turzon zapukał do drzwi izdebki i stanął przed nim. Hawnul na widok niespodziewanych tych odwiedzin człowieka, którego raczej za nieprzyjaciela niż przyjaźnego sobie mógł uważać, trochę się zmięszał, pobladł, ale słowa nie rzekłszy czekał interpelacji.
Turzon ze swej strony nie wiadomo co w tem mając, wszedł w milczeniu, stanął, oczy w niego wlepił okrutne i tylko szydersko głową potrząsł. Oba tak przez chwilę nic nie mówili do siebie, nareszcie blada twarz Hawnula poczęła się okrywać rumieńcem coraz żywszym, coraz ognistszym, wargi mu się trząść zaczęły, ręce konwulsyjnie zadrgały i nim się zdołał pomiarkować, wydał się czy z gniewem czy z innem jakiemś uczuciem, poczynającem nim miotać.
— Co waszmość chcesz ode mnie? — zapytał przybyłego.
Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.