Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

ciaż Niemka, klnę się panu i w Krakowie takiej szukać. Żywa, krew z mlekiem, w oczkach iskry świecą, biedniątko, niech ją pan tylko zobaczy. Ale oto i brzask, już luna czerwieni się nad górami: gwiazdy gasną, niedługo ranek; może ich panicz w dzień odwiedzi, toć to zasługa przed Panem Bogiem chorego nawiedzić.
— Pójdę, zostaw mnie teraz, Janie, niech spocznę na chwilę.
I, kładąc się, wzywał z westchnieniem rodzinnych snów, aby go marzeniami dziennemi, nadzieja rosą, strapioną duszę pokrzepiły.




II.
Lekarze.
Jest trosków, kolców, bólów niemało w tem życiu
I więcej, niż na jawie, płynie łez w ukryciu.
A. Malczewski.

Około czasów Teofrasta, Bombasta Paracelsa żył w Bazylei jeden cudzoziemiec, nazwizwiskiem Anathemius Tholden. Wkrótce po przybyciu swojem z północnych Niemiec, kupił plac w ustronnem dość miejscu i wybudował sobie dom, w którym teraz mieszkał Sędziwój. Nie towarzyski charakter Anathemiusa, dziwactwa, które o nim opowiadano, sprawiły, iż cudzoziemiec długo był ciekawą osobliścią miejską, o której krążyło tysiące pomysłów. Sama architektura domu dawała już do