W dodatku do targu, wszystko co jest w tym domu moją własnością i ten balet i te sprzęty i tę Murzynkę, daruję ci.
Rogosz namyślał się. Murzynka, wino i chciwość brały nad nim górę. Spojrzał dokoła, jakaś z dziewcząt, cudnej piękności, z wzruszonym oddechem, iskrzącym wzrokiem, wzywała go do grona tańczących, właśnie kiedy Sędziwój, nakreślony naprędce kwitek, podawał mu do podpisu, jak szatański cyrograf. Miał tylko podpisać, iż on, Wacław Rogosz, sprzedaje swą małżonkę Adelę von Wardstein, Michałowi Sędziwojowi za pieniądze.
Rogosz, powstając z sofy, uchwycił białą dłoń, podającej mu do tańca dziewczyny, a prawą ręką nakreślił na kwitku swoje nazwisko, i zawołał prawie z radością:
— Niech się stanie!
Sędziwój patrzał za odchodzącym z wyrazem pogardy, a zgrzytnąwszy zębami, uderzył nogą w ziemię i ponuro rzekł do siebie:
— Na dźwięk tego przeklętego metalu, ginie nawet granica podłości i hańby.