przymarzły, ogień uczuć już wygasł, roztopić ich nie zdołał.
Nudno tylko i tęskno! niechęć i wzgarda, do wszystkiego, żelaznemi mnie skrępowały łańcuchy.
A jednakże całą siłę przywoływałem, i chciałem robić dobrze i tylko dobrze. Ale wszystko, czegom się dotknął, nie powodziło się. Najszlachetniejsze zamiary wieńczyły skutki nikczemne.
Brzydząc się mojem złotem, jak ofiarą szatana, do której przylega przekleństwo, szukałem w świecie rzeczy, którejby kupić nie można — i nie znalazłem! — Przyjaźń! Miłość! Sława! wszystko było towarem, czczą nazwą bez wartości.
Tylko jeden pokój duszy coraz był dalszy ode mnie; żadne złoto opłacić go nie może.
Gdy pod wpływem strasznego wroga nieznane niegdyś żądze, o których nie marzyłem, budziły mnie do działania, wtedy biegłem w świat, szukając coraz nowych wrażeń! Chciałem odrazu wyczerpnąć całe doświadczenie życia, i powaby wszystkiego, zaledwiem się dotknął, znikały; znikały razem z trudnością dostania ich.
I za każdą razą myślałem tylko, gdzie się podziały dawne marzenia, dawne młodzieńcze ułudy; czyż więc jedynie dla nieśmiertelnych, dla tych, dla których czas stoi nieruchomy, jest stworzone szczęście.
Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.