Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

w pokoju, czarowny uśmiech umilił usta leżącego, i gdy zbliżył się do jego twarzy, boleść serce młodzieńca ścisnęła; dusza mędrca już opuściła ziemskie swoje mieszkanie.




III.
Zwierzenie się.
...„wierzę że wasze uroki,
„Zdolne są gwiazdy ściągać, tamować potoki.
Propercyusz. Elegia I.

Od czasu śmierci Kosmopolity, Sędziwój pozostawał w stanie odrętwienia, obojętności na wszystko, jakby po długiej i niebezpiecznej chorobie, przychodził do siebie i oglądał się wokoło. Minęło parę miesięcy czasu, zwykle tak wolno i uciążliwie czołgającego się, a jeszcze jego kolce czuć mu się nie dawały. Rozmyślając o dziwnych wypadkach kilku łat ubiegłych swego życia, o zgonie mędrca, z którym los go w tak niezwykły sposób związał, uwolniony był od napaści i zjawiania się dręczącego widziadła; rozmyślania te nie dozwalały mu zajmować się swoją przyszłością.
Jednym także z głównych przedmiotów jego marzeń była Arminia. Miłość i stosunek Kosmopolity do niej był dla niego niepojęty. Nieporządna, gorączkowa jego wyobraźnia napróżno szukała nadziemskich jakichś przymio-