została zamknięta i tajemniczość powinna była zniknąć, wdowa żyła więcej odosobniona, niż kiedy, poświęcona wychowaniu swej córki, Arminii. Córka z matką zupełnie sobie wystarczały. I matka nie wzdychała za światem, bo go za nadto dobrze znała: córka nie tęskniła za nim, bo jej zupełnie był nieznanym.
Za życia Anathemiusa, żona jego, opływając we wszystko, co tylko życie materyalne ofiarować może najwykwintniejszego, nie pytała, skąd ich dochody wystarczają na pokrycie wydatków.
Po śmierci jego spostrzegła, iż te źródła były dla niej zakryte. Pozostałe pieniądze przez lat kilka wyszły; później przedmioty zbytku, klejnoty, stroje zbywała, aby istotne opędzić potrzeby, aż w końcu pracą rąk z córką utrzymywać się musiały. W tym jednak stanie byłaby spokojnieszą i szczęśliwszą, niż kiedykolwiek, gdyby nie straszna słabość, która ją od śmierci męża w rozmaitych przerwach czasami napadała, wieczorem, w zmrok, częściej jednak w nocy, czasem w ciągu wesołej rozmowy raptownie bladła, spoglądała w puste miejsce przed sobą, wskazywała palcem i z okrzykiem upadała zemdlona.
Z chorobą tą oswojeni byli domownicy i córka; za ich staraniem przywracano ją do przytomności, zdrową była nazajutrz. Teraz jednak ciągłe rozmyślanie, walka wewnętrza i z rosnącym niedostatkiem rosnąca obawa o los cór-
Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.