poczęła w Europie; odbicie jej głośne z początku, jak dalekie echo, rozwiało się na równinach Polski, a wszelkie przewidywania nie odgadły wpływu tej wulkanicznej zmiany. Czas ulatywał na niezliczonych skrzydłach wypadków; żywioły myślowe roiły się i na nowe wyrabiały pierwiastki, we wszystkiem wyrastały nowe owoce. Ze starych rycerskich postaci kawałami odpadały resztki zardzewiałych zbroi, i niewidziane dotąd figury ukazywały się. Już można było widzieć, dokąd pędzi potok tej nowej epoki, który tamowany do dziś jeszcze się nie zmienił, choć bliższy swego morza. Lecz odgłos tych kolei świata przez cały ten przeciąg nie dochodził samotnego alchemika.
Głuchym był, nic widzącym, co go otaczało, zmiany całego świata były mu obojętne: bo nauka jego pozostała niezmierzoną.
Prosta postać jego pochyliła się, głowa, dumnie wzniesiona, opuszczona, włosy zbielały, i tylko w spojrzeniu taż sama niespokojność, tenże ogień.
Oddawna już wyczerpał wszystkie swoje zasoby. Mała włość Krawarz, obciążona była długami, przechodzącymi dziesięć razy jej wartość. Sprzęty domowe, gospodarskie, wszystko, co miało jakąśkolwiek wartość, zostało sprzedane. Kilka dzieł, które wydał, i kilka rękopisów przyniosło znaczny dochód, lecz nic
Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.