Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyści. Podobni ludzie między sobą uważają się za rozważnych, rozsądnych i chwalą wzajemnie; Sędziwojowi oddawna polecano Rogosza za doradcę, pilnie więc słuchał, czy te rady zgodzą się z jego dążeniem.
— Już kanclerz — mówił dalej Rogosz — ostygł w zapale dla króla, którego na tronie posadził. On widzi, że nieprzyjaźni i włoscy posłowie rosną w siłę; jemu dają do zrozumienia, że obejdzie się korona bez tarczy i podpory jednego magnata. Bo u nas nie tak, jak w Niemczech, wszystko się dzieje na opak, ile panów, tyle stronnictw, każdy ciągnie niewodem, a człek rozsądny łowić może. Nowatorstwo słabe, jedni je krwią i życiem gotowi karmić, a drudzy już je rozcierają, jak owad, nogami. — I oto uda im się łacniej, niż gdziekolwiekbądź. Lud cały nie znaczy nic, uboga szlachta ufa doradcom króla, tylko mieszczanie podnoszą głowy i niektórzy panowie, szczególniej na Litwie. Dałby Bóg! kto ma oczy i uszy dobre, to samym językiem dobrze się teraz pokieruje. I tobie radzę, wracaj do Krakowa.
— I po co? — rzekł wolno Sędziwój, abym patrząc na wyuzdaną dumę Zborowskich, Górków, Zebrzydowskich, lub na intrygi Włochów i ich posłańców, bezczynny świadek wspólnych nieszczęść, z cudzemi zbrodniami rachował własne zyski? — Pozostaw mnie tutaj. Pogrążony w nauce, już nie zdołam się od niej ode-