Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

praskich na dzień przyniesie w zysku; dla tych alchemia słusznie jest zalotnicą, co ich wyśmiewa...
— A któżby ci przeszkadzał przy innych zatrudnieniach, zajmować się czasami alchemią, — przerwał urażony Rogosz — to tylko zasmuca twoich przyjaciół, iż wszystkie godziny życia temu bałamuctwu poświęciłeś. Mówmy ze sobą otwarcie: przyjaciele twoi widzą, iż masz głowę i pilność po temu i dla dobra twego radzą ci wyjść dobrze.
Majątek twój tą nauką i zagraniczną włóczęgą jest zbyt nadwerężony, abyś się nie miał chwycić czego obcego. Wróć się tylko do Lwowa lub Krakowa. Niemało jest wielkich panów, którzy cię wesprą; przecież pomyślą, nie napróżno tak długo siedziałeś w ojczyźnie Zweisglego i Karlsztada; oni cię całą siłą wesprą, tam potrzeba ludzi. Możesz się bogato ożenić; honory, powaga, wszystko spłynie zarazem; a wtedy trudnij się i czarnoksięstwem, nie tylko alchemią; jeszcze żaden szlachcic u nas nie spłonął na stosie, chociażby był sam Simonides magus.
— Tak! — rzekł Sędziwój z goryczą — masz prawo wszystkie moje cele i żądze kierować do pieniędzy, wszakże złota tylko żądam, nad zdobyciem go pracuję i tyle mu już poświęciłem! — A jednak nim gardzę! — Nieszczęśni ludzie, których trawi nieograniczona żądza miłości, jakiej nawet nazwy nadać nie umieją! — świat im