Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

zapłaci nienawiścią. Pierwej, nim poznałem świat, ukochałem naukę i odddałem jej się całą duszą; jeszcze serce zostało czcze, niezajęte i silnie domagało się o swój udział; teraz poznałem Adelę i miłość kochanki stopiła się z miłością nauki w jeden płomień, który mnie pożera, tak, iż rozłączyćbym go nie zdołał. Dziś, kiedy sam upadłem w labiryncie myśli i blizkiej rozpaczy, nadzieja odstępowała, wzdychałem napróżno za żywem słowem nauki, aż niespodzianie ujrzałem mistrza. Od tej chwili on wszystkie myśli moje zajmuje.
Rogosz, który już słyszał o Kosmopolicie, zamilkł na chwilę i złośliwie tylko spoglądał na Sędziwoja, gdy w tej chwili wejście gości przerwało ich bieg myśli. Między wchodzącymi był i lekarz Bodenstein.
— Wielka rzez — wołał ten ostatni — moje panaceum życia wyleczyło ją, et stulta turba okrzykuje sławę szarlatana!
— Jednak — odparł ktoś drugi — to jego leczenie nie jest pierwsze; nie tylko w Bazyzylei; on, gdzie się pokaże, uzdrawia prawie cudownym sposobem ludzi. Co dziwniej, iż często nawet lekarstwa nie dawał, przyszedł, popatrzył, dotknął się chorego, chory zasnął i zdrów się obudził.
— A to jeszcze dziwniejsze — rzekł któryś ze studentów, spoglądając na Bodensteina — że nigdy nie brał zapłaty; owszem, sam hojnie rozdziela wsparcie.