Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

porzucili, złego jeszcze nikomu nic nie zrobił.
— Ale skąd on ma tyle pieniędzy?
— Że ma wiele pieniędzy, to byłby dowód, że nie czarownik; nie słyszałem jeszcze, aby który palony czarownik miał wiele pieniędzy. A że on rzuca złoto, to i biedni ludzie mają się z tego dobrze. Żebyć jeszcze wszyscy byli tacy czarownicy, nie wiem, za coby ich palić. Ja jego nie bronię, bo go nie znam, ale powiem państwu pod sekretem, iż miałem podejrzenie, że to alchemik. Po jego wyjściu drugim kluczem otworzyłem dla ciekawości jego komnatę, aby, jeśli to człowiek podejrzany, nie mieć go u siebie. Ale cóż? tam niema komina, ani żadnych flaszek, ani narzędzi, ani książek; prawie, oprócz jednego łóżka, nic nie znalazłem. On jest grzeczny, je i pije, jak drudzy ludzie, bawi się; uważałem tylko, że się nigdy nie śmieje, jak inni ludzie, to cała różnica. Ubiera się przyzwoicie, a że nadzwyczajnie jest piękny, to nic dziwnego, że wszystkie kobiety wyglądają tylko, aby go zobaczyć. Daj, Boże, aby wszyscy czarodzieje byli tacy.
Wtem głośne okrzyki nowej gromady śpiewających burszów, dochodząc z pierwszej komnaty, przerwały rozmowę. Sędziwój mocno się zadumał; Rogosz, chcąc gwałtem zwerbować go do swej falangi, rozumiał, iż jeszcze wyrwać go może z unoszącej namiętności, wal-