Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

i omdlałe oczy, więcej łudzą wzrok i pociągają zmysły, niż zachwycają uczucie. Adela była piękna, ale tej piękności nie ożywiała iskra owego wewnętrznego zapału, która mniej doskonałym formom nadaje nieraz czarujący urok.
Teraz, zamyślona, podparłszy głowę na ręku, spoglądała w ciemniejący wieczór na taras zamkowy. Obok niej, na krześle, leżały foliały; Amadys z Galii i Dekameron Boccaccia, w którym, jak wiadomo, kilka szlachetnych dziewic i kilku dobrze wychowanych kawalerów opowiadają sobie opowieści, jakichby dziś niejedna wieśniaczka słuchać nie chciała. Lecz w owych naiwnych wiekach nie gorszyło to nikogo. Adela posiadała te książki z daru ochmistrzyni. Będąc wcześnie pozbawioną matki, wychowana jedynie od ciotek, od ochmistrzyń, pozbawiona była tchnienia wyższych, delikatniejszych uczuć, jakie tylko troskliwa matka wlać jest w stanie. Zresztą odebrała wychowanie, podobne wszystkim szlachetnym pannom owych czasów. Zewnętrzna skromność, nadzwyczajna skrupulatność w pełnieniu obrządków zewnętrznej pobożności, a przytem próżność, pobudzana czcią, oddawaną kobietom z resztkami rycerskich obyczajów; oto były główne cechy tego wychowania. Duszę jego stanowiło karne posłuszeństwo dla spowiednika, dla rodziców, dla ochmistrzyni, a w końcu dla męża, którego często w dniu zaręczyn poznawano, a z którym częściej wprzód się umiano