Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

I przeraźliwe rżenie konia, a potem trzask łamiących się gałęzi odwróciły ich uwagę. Jednego z pozostałych jeźdźców koń uniósł w przepaść wąwozu. Walczący wstrzymali się na chwilę, dowódca odwrócił głowę, a Rogosz, korzystając z jednego mgnienia oka, rzucił się, jak tygrys, i kilku uderzeniami sztyletu powalił go o ziemię.
Upadł na wznak, wielki kapelusz zakrywający mu oczy, opadł, a przy blasku księżyca, Sędziwój poznał bladą już i dziką twarz hrabiego Reudlina, narzeczonego Adeli.
Wszystko to trwało krótką chwilę. Sędziwój nie przyszedł jeszcze do siebie ze zdziwienia, gdy Kosmopolita chwycił go za rękę i sprowadził w dół wąwozu. Już zanadto mocny na niego wpływ wywierał, aby mu się oprzeć starał. Nieznajomemi ścieżkami prowadził go do miasta, szybko postępując naprzód. Przy bramie rzekł:
— Twój przyjaciel, wzięty do niewoli, będzie w więzieniu w zamku Wardstein, zupełnie bezpieczny. Ty myśl o sobie, on więcej i lepiej o sobie myśleć umie.
Nim młodzieniec zdążył zapytać go o wyjaśnienie dziwnych wypadków dnia tego, Kosmopolita się oddalił.
Sędziwój, osłabiony bitwą, a więcej silnemi wrażeniami, wracając do domu, wspomniał o losie Rogosza, przyszły mu na myśl jego słowa i rzekł sam do siebie: