neta, oraz setki ofiar represalji półrocznych Lüdersa. Sprawy przeglądano szybko i ułaskawiono 289 osób. Posiedzenia Rady Stanu W. Książę otwierał przemową w języku polskim, którego wogóle używał w rozmowach z polakami. Sprowadzonej do Warszawy dywizji gwardji nadał barwy polskie na wyłogach, usunął ze służby najbardziej znienawidzonych i zaprzedanych Moskwie urzędników. Wielka Księżna, ubrana według mody warszawskiej w ciemne suknie, zwiedzała warszawskie zakłady dobroczynne i próbowała nawiązać stosunki towarzyskie z arystokracją polską, która jednak wciąż stroniła od Zamku...
Co jednak Wielki Książę mógł dokonać w kierunku zjednoczenia społeczeństwa polskiego, to psuł Margrabia swoim, posuniętym aż do dziwactwa uporem i nietaktem na każdym kroku. Pomimo rad światłych swoich pomocników: Józefa Korzeniowskiego, znanego pisarza i pedagoga, oraz nowego dyrektora Komisji Wyznań i Oświecenia — Kazimierza Krzywickiego, Margrabia do niemożliwości skrępował prasę cenzurą, zabraniając gazetom pisać nawet artykułów wstępnych z polityki zagranicznej, pozostawiając natomiast zupełną swobodę pod tym względem urzędowemu, zasilanemu przez siebie i bardzo dobrze prowadzonemu „Dziennikowi Powszechnemu“. To znowu oburzył niesłychanie opinję publiczną, powierzeniem stanowiska prezydenta m. Warszawy trzydziestoletniemu niespełna synowi swojemu Zygmuntowi, oficerowi rosyjskiemu. Na stanowiska dyrektorów komisji rządowych wprowadził ludzi nieznanych w kraju: rozumnego, lecz mocno politycznie zrusyfikowanego Krzywickiego i zupełnie nieudolnego, Kellera. Urzędników szykanował, nakazując im np. obowiązkowo nosić cylindry „dla odróżnienia od żywiołów anarchji“, na każdym kroku wykazywał dumę i gburowatość wrzględem interesantów i t. d. Dość, że pomimo wszystko, co zrobił dla kraju i pomimo swojej powagi, Margrabia pozostawał najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Warszawie.
Łatwo też przychodziło żywiołom czerwonym w tych warunkach znów podnieść głowę i odezwać się do społeczeństwa. Mogli zaś oni rachować na powodzenie tymbardziej, że biali, odtrąceni przez Wielopolskiego, który im niedowierzał, pozostali na boku, mocno rozgoryczeni, i zawiązali w tym cza-
Strona:J. Grabiec - Powstanie Styczniowe 1863—1864.djvu/60
Ta strona została przepisana.