zentującemi go na prowincji komisarzami, był bardzo luźny. Niektóre województwa, jak np. Augustowskie i Kaliskie znajdowały się dopiero w zapoczątkowaniu organizacji, inne, jak Podlaskie — miało wspaniale postawioną organizację, natomiast nie miało ani broni, ani oficerów zupełnie. W Lubelskiem z jesiennego pogromu ocalały tylko Zamojszczyzna, gdzie dzielny leśniczy ordynacki, Gramowski, zorganizował całą niemal służbę i oficjalistów ordynacji, Lublin z niestrudzonym patronem Trybunału — Gregorowiczem na czele, oraz Hrubieszowskie, mające za swych przewodników: doktora Neczaja z Dubienki, oraz obywateli wiejskich: Kukiela i dawnego oficera rosyjskiego — Rozwadowskiego. Sandomierskie niezgorzej zorganizowali Langiewicz i Maciejowski w okolicach gór Ś-to Krzyskich, gdzie skupiła się ludność robotnicza Bzina, Suchedniowa, Bodzentyna, Blizina; gorzej natomiast przedstawiało się Krakowskie. Rozkaz Komitetu, słowem, wydawał się zupełnie niemożliwym do wykonania. Nie mając broni niemal zupełnie i rozporządzając zaledwie jakiemiś 10 — 15 tysiącami ludzi, organizacja miała napaść na 90,000 przeszło armję, zajmującą Królestwo i rozlokowaną w 144 miejscowościach, nie licząc fortec.
Najważniejszym zadaniem tego, zaimprowizowanego napadu powstańców na moskali, było zdobycie Płocka, gdzie, jak wiemy, miał się ujawnić Tymczasowy Rząd Narodowy. Do tego też zadania kierujący nim Padlewski przeznaczył wszystkie gotowe siły, jakiemi w tej chwili Komitet rozporządzał w pobliskich miejscowościach.
Sam wódz już od dni kilku energicznie organizował obozujące w Puszczy Kampinowskiej „Dzieci Warszawskie“. Nie mając broni palnej, zdołał on utworzyć zaledwie maleńki oddziałek strzelców; pozostałych zaś powstańców podzielił, stosownie do broni, jaką im dać mógł, na oddziały: kosynierów, pikinierów i „drągalierów“, którym, aż do zdobycia lepszej broni na moskalu, musiały wystarczyć mocne pałki. W tak zaimprowizowanym wojsku umiał on odrazu obudzić ufność i ducha umiejętnem wydobyciem się z osaczającej powstańców obławy wojsk, wysłanych z Warszawy. Przeszedłszy Wisłę pod Secyminem, oddział ten dążył forsownym marszem pod Płock.
Obok „Dzieci Warszawskich“ — na Płock miał uderzyć inny oddział rekrutów z Warszawy, który pod wodzą dawnego
Strona:J. Grabiec - Powstanie Styczniowe 1863—1864.djvu/82
Ta strona została przepisana.