szczyznę tę odbyć zmusiło. Cóżeśmy wyrobili sobie W końcu. Ciekawości trochę, nieprzyjaźni wiele, sąd błahy i niesprawiedliwy najczęściej, imię wątpliwe, zapomnienie niezawodne. A za to chwila dawnego życia, jak nam gorzko spłynęła, to Bóg chyba jeden policzy...
Tyle ofiar, a skutek niewidoczny... Kazano nam skopać grzędę, obleliśmy ją znużeniem naszem, a co na niej przyszłość zasieje, i kto z niej plon zbierze.. nie wiemy.
I stęknąć nam utrapionym nie wolno, bo śmiać się będą wypaśli brzuchacze z boleści naszej i powiedzą nam: macie sławę wy pięcio-milową, wy drudzy pietnasto- wy inni trzydziesto. Na ulicy pokazują was palcami, litografują wasze fizyognomje, czegóż możecie więcej pożądać? A że was szarpią po książkach, i depczą was nadchodzący po piętach, to słuszna, boście i wy dla poprzedników nie byli lepsi, a nie jednego ukąsili...
Dzieje się tedy tak, że dawszy nam trzy grosze owe, wypychają już nas za drzwi, jako dostatecznie i nad zasługi opłaconych, zapomniawszy, że my im daliśmy życie...
Zresztą, czegóż to wymagać więcej możemy, i co nam świat dać może. Nie jemu to praca nasza,