Słowo w słowo ten sam obraz tak żywy, bo z natury wzięty, bo może we łzach pisany, biédny Klonowicz malował znowu w swojéj Victoria.
Część III worka, o skórze i naturze rysiéj, a naprzód o tych, którzy pod pokrywką prawa, szczęścia, kontraktu, słowa obojętnego, wykładu wyszpoconego, prace, dobrodziejstwa, przyczynki jakiéj niewiadomości, niepamięci, czasu, głupstwa zmyślonego i t. p., szkodę czynią i zdradzają.
Tu autor z oburzeniem szlachetném dowodzi, że niéma sprawiedliwéj sprawy, tylko ta, która jest słuszną i prawą, że ta którą zowią prawną acz niesprawiedliwa, nie jest przez to samo prawną, gdy nie jest prawą. Tu wszystkie oszukaństwa rodzaje na scenę wychodzą, aż do małżeństw po pijanu zawiéranych. Powiastka o księdzu i umiérającym, na swój czas charakterystyczna i dowcipna. Lichwiarze, pieniacze i t. d.
Czwarta i ostatnia sztuka tylko osiém wiérszy zamyka, o lwiéj skórze, bo, dodaje autor.
Kończy poemat Akeldama, krwawa rola; myśl tego wiérsza jest o użyciu źle nabytego dobra i wiąże się z ogólną, a raczéj z tytułem.