i nie umié sobie zdać sprawy, jakie są lepsze, zarówno więc przyjmuje najwyszukańsze i najprostsze, najstósowniejsze i najdziwaczniéj wybrane. Tym czasem zastanawiając się nad ideą i rozwinieniem jéj w dziele, a niechcąc się zniżyć do rozpatrywania drobnych szczegółów, nieodbicie jednak do harmonijnéj całości potrzebnych, upoważnia niejako milczeniem swojém nadużycia wszelkiego rodzaju, licząc je wszystkie na karb natchnienia, gdy są po większéj części, zimną rachubą lub naganną opieszałością i nierozwagą. Nigdy formy, nigdy styl nie był tak zaniedbany, nigdy język tak zuchwale kaleczony, jak pod panowaniem dzisiejszéj krytyki. Widziémy wychodzące dzieła, których autorowie, grammatyki, pisowni, znaczenia wyrazów nie znają. Piękne w nich myśli okupują usterki stylu, ależ najpiękniejsze myśli, aby w całém świetle zajaśniały, powinny być przynajmniéj niepokaleczonym wyrażone językiem.
Widziémy z tego wszystkiego cośmy wyżéj powiedzieli, że dzisiejsza krytyka, jest bezskuteczną i bezsilną. Potrzeba jéj koniecznie czegoś co by ją uprawniło, usankcjonowało, na czém by się oparła; bo osobistego widzi mi się nie dosyć nigdy, a tam gdzie się wyrokuje o utworze dla
Strona:J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.I.djvu/35
Ta strona została skorygowana.
23