Nie da się znać że w szczęściu przyrównana jemu.
Acz mi miodu podolskie pasieki nie dają,
Ani w mym lochu wina Seremskie stawają,
Ani bogate stada owiec niezliczonych
Strzygą odrosłą trawę po górach zielonych.
Przed się nazbyt ubóstwa nieznać w domu moim
Aby mi więcéj trzeba, ufam w Bogu swoim
Ale gdy niepotrzebne chciwości odprawię
Lepiéj daleko płatu sobie tém poprawię.
Niżbym bogate pola Węgierskie z porządnym
Państwem Weneckiém złączył, ludziom wielożądnym
Wiela i niedostawa, niech przyjmuje z dzięką
Komu ścisłą, co dosyć, Bóg udzielił ręką.
Zważajcie, jak ón zawsze jest sobą samym, jak zgodne pisma z życiem poety. Ta pieśń mogła by stać za odpowiedź, gdy mu ofiarowano Opactwo Sieciechowskie, a nie tylko ona, ale i innych wiele tejże myśli. Z tego się przekonywamy, że nierymował naśladowanych uczuć, przejętych, ale własne swoje.
Piękna jest, ale zimniejsza nad inne podobno, pieśń pocieszająca wojewodę po stracie żony (I. VIII), któremu radzi cierpliwość, jedyne ale ciężkie na boleśé lekarstwo, a często równie przykre jak choroba.
W pieśni dziewiątéj, tę swoją ukochaną Lipę, którą śpiéwał tak często znowu przypomina. Śliczny tu obraz skwarnego lata.
Słońce pali a ziemia idzie w popiół prawie,
Świata nieznać w kurzawie,