Miasty wzgardzę, ón w równém szczęściu urodzony
On ja — jako mnie zowiesz, wielce ulubiony
Mój Myszkowski, nie umrę, ani mnie czarnémi
Styx niewesoły zamknie odnogami swémi.
Oto najpiękniejsza strofa:
Już mi skóra chropawa padnie na goleni
Już mi w ptaka białego wiérzch się głowy mieni.
Po palcach wszędy nowe pióra się puszczają,
A z ramion sążeniste skrzydła wyrastają.
Żaden największy poeta dzisiejszy niezaparł by się téj strofy. Albo tych jeszcze kilka wiérszy ostatnich:
Niech przy próżnym pogrzebie żadne narzékanie,
Żaden lament nie będzie, ani uskarżanie,
Świéc, dzwonów zaniechaj i mar drogo słanych
I głosem żałobliwym z ółtarzów śpiéwanych.
Niektóre pieśni, a w ich liczbie tylko co cytowana, zdają się nam wielce podobnie improwizacjami, któremi poeta na myśl podaną wręcz odpowiadać musiał; potém je wcielając do zbioru swych pieśni. Tak i ta do gości poetów, wyżéj przywiedziona i ostatnia, zdają się odpowiedzią na pytanie, wybuchem natchnienia, nie skutkiem rozmysłu.
W téj xiędze znajdujemy już kilka pieśni, umyślnie przez nas w przeglądzie ominionych, o których niżéj wspomnieć mamy na swojém