świat, zna ludzi, nieroił wielkich nadziei, a zatém nie doznał wielkich zawodów.
Słyszeliśmy i słyszémy głosy, wymawiające imie Jana Kochanowskiego, z niejaką pogardą, powtarzające trywjalny zarzut, że nie jest narodowym, że czysto naśladowca tylko, tłumacz, nic nie stworzył własnego, cudze myśli przeléwał, cudzego kroju wiérszami. Przyszło nawet do śmiésznego, dziecinnego zarzutu, że myśli jego często chodziły w mitologicznéj szacie. A jakżeście chcieli aby chodziły u człowieka, co wyssał, co strawił pół wieku na nauce wzorów klassycznych, co wyssał sztukę ze starożytnych, języka poetycznego w nich się wyuczył, kochał swe wzory i uważał je za niedoścignione; gdy papieżowi wolno było w bullach używać Dijs dla łaciny i zwać się Pontifex. Maximus, chcecie zabronić Janowi, używać Muzy, Jowisza i Apollina? Były to w owych czasach symbola tyle myśli jedném słowem wyrażające, tak poetyczne, tak wygodne a razem tak dokładne, że bez nich obejść się nie mógł poeta. Cały świat w ówczas pisał témi przyjętémi, że tak powiém — znakami, i unarodowieniem, przyjęciem historij starożytnych krewnił się z tym światem wzorem, co go tak ubóstwiał, bo nie widział mu równego, a miał słuszność kochając
Strona:J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.II.djvu/51
Ta strona została skorygowana.
47