go malowało. Wyrażenia wszędzie dziwnie dobrane, dziwnie delikatne. Porównanie zjawienia się tego dziecięcia na świecie do snu, w trenie XIII prześliczne i naturalne:
Omyliłaś mię jako nocny sen znikomy,
Który wielością złota cieszy zmysł łakomy
Potém nagłe uciecze, a temu na jawi
Z onych skarbów, tylko chęć a żądzę zostawi.
W trenie XV, znowu żywsze, i prawie rozpaczliwe głosy słyszéć się dają:
Nieszczęsna matko (Niobe)
Gdzie teraz twych siedm synów i dziéwek tak wiele,
Gdzie pociecha? gdzie radość? gdzie twoje wesele
Widzę czternaście mogił, a ty nieszczęśliwa,
I podobno tak długo nad wolę swą żywa,
Całujesz zimne groby —
Takie więc kwiaty leżą kosą podsieczone,
Abo dészczém gwałtownym na ziemię złożone.
W trenie XVII z zwykłém sobie uczuciem religijném do Boga się odzywa i woła z głębi duszy:
Muszę płakać — o mój Boże!
Kto się przed Tobą skryć może?
</poem>}}
W ostatnim, matka Jana pokazuje mu się we śnie, z Urszulą na ręku:
Taka jak po paciórek do mnie przychodziła,
Skoro z swego posłania rano się ruszyła,
Koszulka na niéj biała, włoski pokręcone
Twarz rumiana, a oczki do śmiéchu skłonione.