Strona:J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu/18

Ta strona została przepisana.

krawałoby to jednak na facecją z czasów Ludwika XV, któréj u nas trudno dać wiarę.
Na najwyższém piętrze zamku (ile zapamiętam) w murze był niewielki luft, który przez całą jego wysokość, aż do podziemnych schodził sklepień i kończył się studnią. Rzucaliśmy tam kamienie i nastawiali ucha, jak długo obijając się o ściany, padały coraz ciszéj, coraz głębiéj, aż plusnęły w wodę. Były tam i ślady małego teatrzyku na górném piętrze. W ogrodzie objętym wałami (przestrzeń którą one otaczały była wielka) zarosłym zdziczałemi drzewy, chwasty i kapustą dzisiejszych mieszkańców zamku, była grota z muszli i gipsatur, z której tylko to pamiętam, żem w niej pierwszy raz widział krzyż S. Stanisława trzymany przez aniołów; musiało to być na wieczną pamiątkę kawalerstwa któregoś z ostatnich Radziwiłłów, – wróble na tém wiele skorzystały, bo zdaje się że dla nich, nic w świecie niéma wygodniejszego na gniazda, nad połamane gypsatury, przyczepione do murów, i lubo im świergotać na zwaliskach. Była tam też wśród kapuścianych grządek fontanna bez wody, ka-