Strona:J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu/200

Ta strona została przepisana.

W ciągu roku rynek Dubiński, ratusz, owe sale zaciasne na zgromadzenie styczniowe, stoją pustkami. Po ulicach wlecze się Żyd z kramikiem, odarta Żydówka, jaki morejne, jaki faktorek niuchający podróżnego, strażnik miejski, urzędnik nareście lub officjalista zamkowy. Żadnego turkotu powozu, żadnego ruchu, kramy stoją wprawdzie otworem, ale nikt w nich kupującego nie zobaczy; przed ratuszem samotna warta równym krokiem chodząc strzeże chwiejących się z wiatrem topoli. U Dobrzyjałowskiego milczenie, kuchnia zagasła, billard nakryty, posługacze śpią; po innych mniejszych garkuchniach brzęczy tylko gitara, na której przygrywa swoim nudóm siedząc w oknie gospodyni. Na Szerokiej ulicy, gdzie w czasie kontraktów mieści się w skupionych domach zajezdnych cały tłum kontraktowy średniej klassy, gdzie tyle wrzasku i hałasu, milczenie także; w oknach brudne firanki wiszą razem z festonami pajęczyn, wrota podparte dragami, szynki obozują w stancjach mających służyć naszej szlachcie za legowiska i miejsce obrad. Słowem Dubno podobne jest