Strona:J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu/206

Ta strona została przepisana.

sny sługa, bo ledwie wysiadł, już wpół uduszony, podszedł krok, rozdarli mu płaszcz, daléj już i ruszyć mu się nie podobna. Druga połowa Żydów oblega powóz i biada źle strzeżonym węzełkom podróżnego. Nareście jakoś tam umieścił się pan, zajeżdza powóz we wrota. Pozostali faktorowie śmieją się!
— Ha! ha! dobra stancja! złodziejski dom! czarna izba i t. d.
My wróćmy do Łuckiéj Bramy.
Toczy się wózek maleńki, trzy w nim koniki tłuste w prostych szlejach, na kilimku paradnym otyły jegomość w siwéj barankowéj szubie – i on jedzie pewnie ulokować swoich pięćset karbowanych,
Koczyk i cztéry konie pocztowe, młody z wąsikami jegomość wygląda z niego przez okulary, za nim wiodą konia loźnego – to gracz z kilkuset dukatami śpieszący na djabełka, od którego powróci na perekładnéj sam jeden.
Kareta sześć koni, kocz cztery, furgon z kuchnią, bryka z kaszą – Jaśnie Wielmożny wiezie pół procentu wierzycielóm, z projektem pożyczenia kilkunastu tysięcy rubli.