Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/118

Ta strona została skorygowana.
108
5. LIPCA

cą, ogromne łany różnofarbne, otaczają trakt dokoła, żółto, biało i zielono pokrajane w pasy i kliny. Gdzie niegdzie jar, w jarze wieś, ale i wsi, ku Bałcie się zbliżając, coraz rzadsze. Karczemki licho z drzewa klecone, raczéj z kijów stawiane, na które patrząc, strach, aby je piérwszy powiew wiatru nie obalił. Pusto na szerokich polach, tylko cienie chmur przebiegających niebo, posuwają się po tych ogromnych przestrzeniach, bodjakami i zbożami zarosłych. Tu już buja kukuruza i błyszczy swemi ciemnemi liśćmi — Ludzie ją właśnie okopywali — co się tu zowie praszowaniem.
Im bliżéj ku Bałcie, tém coraz jednostajniéj i bardziéj ponuro, gościniec nie wysadzony, ziemia spiekła i popadana, łany z jednéj strony po wzgórzach, z drugiéj bodjaki — gdzie niegdzie tylko i zrzadka czernieją dębiny.
Nareszcie kilkadziesiąt młynów wietrznych, większych i mniejszych, prawdziwie wedle wyrażenia Ciotki naszéj — stado młynów — dziwacznie wywijających cztérema, sześcią i ośmią skrzydłami, jedne w lewo,