i gdym ztąd prostszą drogą mijając Dubno, wyjechał do Warkowicz, rozrzedniały dżdżyste obłoki, ukazywać się poczęło słońce i dziwnie malować, choć nad mniéj pięknym krajem.
Zbliżając się zdaleka ku pasmu gór kozich (pod témże nazwiskiem znanych w starożytności) siniejących na ostatnich planach obrazu, otoczony byłem, krzyżującémi się obłoki, z których gdzie niegdzie szaremi smugi lał dészcz, na których jaśniały rozwite tęcze. Swiatła i cienie harmonijnie poukładane, stanowiły na niebie, jeden z najpiękniejszych, jakie w życiu pamiętam, obrazów.
Wprost przede mną nad koziemi góry, zwieszały się chmury, lejące dészczem rzęsistym. Uważałem, że wyższe mianowicie wierzchołki, ściągały na siebie ulewę, po nad niższemi przesuwały się chmury, zatrzymując dészcz w sobie; a wierzchy tylko grzbietu w oddaleniu, łączyły się siwą szatą dészczu z obłokami. Nad samą głową moją, rozwijała się tęcza ogromna, któréj końce, widziałem wyraźnie, tuż blizko, rozesłane na polu i lekko farbujące ziemię. Cudna ta wstęga
Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
16
22 CZERWCA